„Dziś stałam nad ciałem kobiety. Miałam ochotę chronić ją przed wzrokiem i komentarzami kolegów i krzyczeć, że to istota ludzka nawet, jeśli jest martwa, tymczasem musiałam zrobić jej sekcję (…) tylko po to, żeby udowodnić innym, że się nie boję. (…) czemu to zawsze kobiety muszą udowadniać, że nie są gorsze?”
Obejrzałam kilka dni temu film o Marii Montessori, która była jedną z pierwszych kobiet lekarzy we Włoszech. Kobieta niezwykła, niebywale silna i odważna. I nieszczęśliwa. Jej nazwisko dzisiaj obiło się o uszy wielu osobom, które być może nawet nie wiedzą, co w życiu zrobiła i kim była. Nie sposób już chyba policzyć ilu dzieciom pomogła i o ile lepszy jest świat dzięki niej – jej odwadze, intuicji, determinacji i mądrości.
Jeśli się ugniesz przed pierwszą przeszkodą, przyznasz rację tym, którzy twierdzą, że jesteśmy zdolne tylko do rodzenia.
To prawda, że nie muszę dzisiaj walczyć o przyjęcie na studia, a potem o wpuszczenie na salę wykładową, że gdybym urodziła nieślubne dziecko, nikt nie zabrałby mi go dlatego, że nie mam męża, ale czy naprawdę zmieniło się aż tak wiele? Czy możemy odetchnąć spokojnie?
Na wykładzie z podstaw informatyki na pierwszym roku siedziało nas 150 osób, w tym kilka (dosłownie „kilka”) kobiet. Wykładowca strzelał kolejnymi slajdami z historii informatyki, pokazywał ludzi, którzy przyczynili się do rozwoju tej dziedziny. Jeden „wybitny”, drugi „genialny”, trzeci „przerastał swoją epokę”, czwarty „dokonał wielkich dzieł”, a to Ada Lovelance, „ona była hrabiną, więc miała dużo czasu, nudziła się, to napisała pierwszy program komputerowy”. Dokładnie tak powiedział. Dodał jeszcze coś o tym, że miała służbę, która za nią sprzątała, szyła i bawiła dzieci, to mogła wymyślać takie rzeczy z nudów – bawiła się.
Więc jak to jest, kochane kobietki, pracujecie uczciwie: szyjecie, prasujecie, sprzątacie i gotujecie, czy „bawicie się” chodząc do pracy i ulepszając nasz wspólny świat?
No dobrze, zostawmy naukę i gotowanie. Może jakiś lżejszy temat: samochód. Ciekawa jestem ile z nas, kobiet, prowadzi auto nie wysłuchując uwag mężczyzn, którym wydaje się, że jak są facetami, to od razu lepiej jeżdżą. Ile z nas prowadzi tylko, jak jedzie bez chłopa, bo jak on już jest w tym samym aucie, to z samej racji płci to on MUSI prowadzić? Wydawało mi się to kiedyś mało istotnym szczegółem aż do dnia, w którym posłuchałam kilku pań, których prawo jazdy tracą ważność w obecności mężczyzny. Bardzo interesujące zjawisko.
Cytaty w artykule pochodzą z filmu „Prawdziwa historia Marii Montessori”. Część tekstu jest też bezpośrednim nawiązaniem do jego treści. Linki do filmu znajdują się tutaj: http://www.pedagogpisze.pl/2017/02/prawdziwa-historia-marii-montessori.html
Polecam serdecznie!!!