Witajcie!
Dzisiaj trochę o temacie, który od lat siedzi mi w tyle głowy i sprawia, że zastanawiam się, zastanawiam i zastanawiam: edukacja domowa. Lepiej chodzić do szkoły, czy lepiej uczyć się w domu? Lepiej siedzieć w ławce od rana, czy nie? Czy człowiek sam jest w stanie wiedzieć tyle, ile wie nauczyciel, który jest przygotowany do uczenia, skończył studia kierunkowe, skończył kurs pedagogiczny, wiele lat poświęcił na to, żeby nauczyć się przekazywać wiedzę, czy możesz go zastąpić jako rodzic? Co wiesz o budowie mikroorganizmów? A o podmiocie i orzeczeniu, przydawce itd?
Dobrze, możesz się douczyć przez pierwsze kilka lat uczenia (6-9?), bo to nie takie trudne, ale co potem? No i jeszcze ten kontakt z rówieśnikami! Przecież, jeśli twoje dziecko nie pójdzie do szkoły, to wyrośnie na odludka!!! A gdzie się nauczy żyć w społeczeństwie??? W ogóle żyć! Gdzie?!? Przecież jak nie pójdzie do szkoły, to inne dzieci będą się śmiały, wykluczą, nie będą chciały w ogóle rozmawiać z twoim dzieckiem. O to chodzi?
Kiedy mówią komukolwiek o tym, że chciałabym uczyć dzieci w domu, to właśnie takie zdania słyszę. Kompletne zaskoczenie i od razu obrone: „NIE! NIE RÓB NIC DZIWNEGO! TO KOMPLETNY IDIOTYZM, RÓB TO, CO WSZYSCY, a potem koryguj w domu i douczaj czego w szkole nie nauczyli, pilnuj.” Nie wiem, jak Wy, ale ja nie cierpię poprawiać tego, co ktoś inny robił ale nie zrobił albo zrobił źle. Taka strata czasu, to raz.
Kolejną sprawą jest… znowu czas, zwyczajnie. Dziecko w szkole spędza ogromne ilości dni i godzin. I są to te najlepsze godziny dnia, najlepsze dni życia. Takie, które nigdy się nie powtórzą. (Poczytajcie sobie na ten temat tutaj.) To nieprawda, że da się ich stratę nadrobić wieczorami w domu. A nawet nieprawda, że te wieczory w domu taki młody człowiek ma, bo przecież szkoła rości sobie prawo do zagospodarowywania również czasu wolnego swoim uczniom poprzez zadania domowe. Może jednak lepiej uczyć się w domu, a potem wieczorami korygować domowe nauczanie szkolnymi programami? Tutaj (o ile dobrze pamiętam, bo ja Piano nie wykupiłam) czytałam o tym, że w szkole prowadzoną metodą pani Montessori dzieci najpierw uczą się tak, jak chcą, najpierw poznają to, co je interesuje, a potem mają zajęcia w ławkach, żeby zrealizować narzucone programy. I spostrzeżenie nauczycieli: świetnie dzieci, wsadzone do ławek zaczynają być niegrzeczne, gdy realizują swoje poznawcze pasje, nie generują żadnych problemów.
Więzi społeczne można nawiązać poza szkołą. Tak mówi doświadczenie tych, którzy już są dorośli, a uczyli się w domu:
Dojrzałość społecznaNajczęściej słyszy się obawy, że dziecko nauczane w domu nie ma możliwości rozwoju społecznego. Zarzuca się tu, że dzieci nie mają kontaktu z rówieśnikami i potem mają problemy z funkcjonowaniem w grupie. Tymczasem okazuje się, że dzieci nauczane przez rodziców mają o wiele większe możliwości poznawania nowych osób i spędzania z nimi czasu prowadzącego do nawiązania prawdziwych więzi. Dzieje się tak dlatego, gdyż dzieci w szkole są niejako skazane na to samo towarzystwo przez okres nauki w szkole, przy czym przyjaźnie ze szkolnej ławy są raczej rzadkością, bo dzieci spędzają tam czas słuchając nauczyciela, a nie na poznawaniu siebie nawzajem. Poza tym dzieci nauczane przez rodziców najczęściej grają w zespołach sportowych, muzycznych, biorą udział w zajęciach plastycznych czy innych organizowanych przez domy kultury, czy też w ramach kooperatywów rodzinnych (rodziny zbierają się w poszczególnych domach na różne przedmioty, co nie czyni z tej działalności szkoły prywatnej, gdyż ciągle kładzie się na takich lekcjach łączonych nacisk na indywidualne podejście do dziecka). Rodzice organizują też dla dzieci uczonych w domu różne spotkania. Na to wszystko dzieci mają czas, ponieważ nie muszą spędzać całych dni w szkole (najczęściej czas w szkole nie jest najefektywniej wykorzystywany).// Cytat pochodzi z blogu: Pawła Bartosika, Edukacja domowa
Ja się zastanawiam jak w przyszłości pogodzić holenderską szkołę (obowiązkowa od 4 roku życia) z realizacją programu szkoły polskiej (bo ja bym chciała kiedyś wrócić do Polski).
A poziom szkoły holenderskiej jest o wiele wiele niższy niż polskiej, a najbliższa polska szkoła w Holandii z 60km od nas.
Przeczytane na http://www.ien.pl:
No to nie zazdroszczę. Długo te dzieci w szkole trzymają?
Podstawówka do 12 roku życia, potem albo VMBO (zawodówka 4 lata czyli do 16 roku i można już zakończyć szkołę i iść do pracy) albo HAVO (5lat też zawód ale i trochę ogólnych przedmiotów, po tym można iść na wyższe szkoły zawodowe) albo VWO (6 lat , takie liceum bez zawodu, sama ogólna wiedza i tylko po tym można iść na uniwersytet).
Najgorsze że :
” Na Terenie Królestwa Niderlandów mamy dwa Szkolne Punkty Konsultacyjne.
Obie te szkoły realizują uzupełniający program nauczania, czyli dziecko musi uczęszczać do szkoły holenderskiej lub międzynarodowej. Jeśli dziecko uczy się tylko w SPK to znaczy, że nie dopełnia ono obowiązku szkolnego i rodzice mogą ponieść tego surowe konsekwencje.”
Mam dość ostre zdanie na temat zmuszania ludzi do czegokolwiek, do posyłania do szkół również. Może tym razem sobie daruję ciężkie słowa..