Szukam jakiegoś kompetentnego gościa albo kompetentnej gościówy, co mi wyjaśni co to jest to całe RODZICIELSTWO BLISKOŚCI, bo mnie trafia, jak to słyszę. O co chodzi?
- nie biję;
- przytulam;
- słucham dziecka;
- śpię z nim w jednym łóżku;
- noszę w chuście;
- karmię marchewką;
- bawię się z nim;
- śmieję się z nim;
- nie dopuszczam, żeby płakało, o ile tylko to możliwe;
- KOCHAM JE.
No heloł! Gdzie tutaj jakieś odkrycie? Pojechaliśmy do rodziny. Wpakowałam naszą słodką księżniczkę Zofię Ewę w chustę i wyparadowałam na wieś. I co? Wyszła Babcia i mówi: „No, tak się nosiło, właśnie tak!” Macie swoje odkrycie! Jeszcze parę takich odkryć i wymyślimy druk!
Przecież jak rodzisz dziecko i zdrowa jesteś na głowie (i nie tylko na głowie), to się nim zajmujesz. Nie wiem czy od razu kochasz czy nie, bo z tą miłością to też jest tak, że za dużo się mówi o emocjonalnej stronie, a zapomina się, że najczęściej „nastrój mam na zero”, jak to mi dzisiaj O. mówiła, no ale jedziesz z koksem: karmienie, bujanie, tulenie, całowanie, usypianie, śpiewanie, kołysanie, przewijanie, kąpanie, ubieranie, wstawanie w nocy, wstawanie w dzień, stanie w ogóle przy nim, karmienie, przewijanie… masz czas czuć wielką miłość? Zależy od Twojej emocjonalności, możesz czuć, a możesz „tylko” robić to wszystko bez piśnięcia, bez zastanowienia, bez mega emocji, no ale z miłości. Od czasu do czasu zatrzymasz się w pędzie, popatrzysz na te maleńkie nóżki, rączki, oczka i się rozpływasz, sama nie wiesz czemu. Ot, miłość. Taka zwyczajna, codzienna, normalna.
Rodzicielstwo bliskości dla mnie też jest właśnie czymś zwykłym, normalnym i codziennym, nie wymagającym tego huku, które wokół niego jest. Bo to normalne, że starasz się, żeby Twoje dziecko miało jak najlepiej, a do tego „najlepiej” ono przecież ciebie potrzebuje. Nie pozwalam dziecku spać w naszym łóżku, chociaż są wyjątkowe noce, kiedy przytulamy i śpimy z którymś bąkiem między nami. Takie ząbkowanie np. świetnie się do tego nadaje. W chuście noszę czasem, w sumie bardzo rzadko. Tosia wcale, Zosię dopiero, bo tak wygodniej. Przytulam, karmię i obserwuję, staram się dać to, co dziecko chce dostać, jeśli tylko mogę. Zwykle mogę. Niech mi ktoś powie, ale tak szczerze, czy można inaczej? Czy ZNACIE rodziny, czy może sami takie rodziny macie, gdzie dzieci ciągle są 12 pokoi dalej, żeby nie było słychać, jak płaczą, jedzenie podaje im się na kiju przez kraty, a rodziców oglądają na zdjęciach? Bo ja sobie nie wyobrażam na czym to całe „rodzicielstwo dalekości” miałoby polegać. I czym rodzicielstwo bliskości różni się od NORMALNOŚCI?
Ojciec. Ponoć w Polsce tatusiowie przychodzą do domu i czytają gazetę, nie zauważając swojego potomstwa aż do czasu uzyskania przez owe potomstwo wieku rozumnego, zwykle ok. lat 14, kiedy to już dzieci nie chcą z tatusiami nawiązywać relacji, bo mają ważniejsze sprawy. No tak, jeśli tak jest, to naprawdę trzeba tego całego dmuchania na rodzicielstwo bliskości, może się rozdmucha, tylko… tylko tego też nigdy na oczy nie widziałam.
Com napisała, napisałam. Teraz wieszajcie na mnie psy w komentarzach. Pozdrawiam! 🙂
PS. Jeszcze, żeby być dobrym rodzicem, takim „bliskości rodzicem”, to trzeba koniecznie piersią karmić, a mąż ma w tym czasie trzymać dziecko za nogę, żeby czuło, że tatuś też jest blisko, o!
To się nazywa nowy temat na książkę psychologiczną, po którą polecą wszystkie ideale mamuśki, żeby swoim pociechom zapewnić rodzicielstwo bliskości bo przecież w telewizji zachwalają 😉
Książki psychologiczne nie są złe, z wyjątkiem tych, które są. A są zwykle te takie na siłę pisane. Każda dziedzina ma takich sporo, w sumie teraz to nie jest wielki problem książkę wydać.
A kto lubi myśleć o sobie „normalny”? Lepiej wmawiać sobie, że stoi za tym jakaś filozofia.
E tam, filozofia może być błędna albo „z palca wyssana”, a normalność jest zawsze w modzie 🙂
Wymyśliłam hasło „rodzicielstwo dalekości” w 2012 roku, bo mnie mierziła propaganda bliskości. A mierziło dlatego, że mówiło, że tylko bliskość matki zapewni dziecku zdrowe życie bez traum. Dziecko śpi w łóżeczku? Na pewno cierpi. Dziecko jest u kochającej babci? Zła i wygodna matka rozbija się na baletach, a tu dziecko samo bez matuli kwili! Dziecko jeździ w wózku, a nie jest noszone 24h/dobę? Na pewno będzie w dorosłym życiu cierpieć na depresję. Zwariować było można od tych ciągłych zaleceń pan z gatunku „siedzę w domu na zamkniętym osiedlu na Białołęce i z nudów mi kanarki w głowie kwitną”
Od 2012 roku „rodzicielstwo bliskości” do teraz na szczęście znormalniało, teraz jest więcej ludzi, którzy po prostu kochają swoje dzieci, zamiast się wygłupiać i opisywać, jacy to są wyjątkowi z tego powodu. Nie uważają oddania dziecka do żłobka czy przedszkola jako zbrodnię, a posłanie dziecka do szkoły jako zabierania dzieciństwa.
To chyba wciąż zależy gdzie dokładnie trafisz i na kogo, jeśli chodzi o ocenianie więcej-mniej. Tak czy inaczej, miło wiedzieć, że kierunek „złoty środek” wciąż jest w modzie, a nie tylko radykalne podejście: albo tak, jak ja wiem, albo będzie źle.