Byłam wczoraj z misją w osiedlowej Biedronce. Trzeba było kupić szpinak, pomidory, ser żółty i soczki w kartoniku dla starszego potwora. Wybrałam się tam z dziećmi. Zbierało się na deszcz, śpieszyło nam się do domu, no ale trzeba zrobić zakupy, to trzeba, może się uda. Jeździmy pojedynczym wózkiem z platformą, o takim:
co oznacza, że mój kochany synek może w każdej chwili z tego wózka zwiać i sabotować każdą jazdę bez żadnego problemu – wystarczy nóżkę z platformy przenieść na ziemię, mama od razu staje, to wtedy w nogi. Czy muszę dodawać, że w markecie bardzo chętnie z tej możliwości korzysta? Najczęściej robię zakupy biegając za nim, prosząc, żeby jednak stanął na platformę albo nosząc kloca na rękach. Tak też było wczoraj. Wyobraźcie sobie taki obrazek:
- kolejka do kasy jak z Krakowa do Meksyku,
- Zosia w wózku spokojna – hurra! – poobkładana zakupami, bo w bagażniku już nie było miejsca: pod lewą rączką miała 4 duże buły, pod prawą kilka pomidorów, w nogach kostkę sera żółtego;
- ja trzymam Tosia, wkładam go siłą na platformę i przekonuję, żeby na niej został, żeby postał sobie na niej i wypił soczek, który (jeszcze nie zapłacony) otwieram mu i daję do rączki – PIJE, hurra!
- w bagażniku jeszcze szpinak x2, a ja w rękach trzymam resztę rozsypujących mi się soczków, 5 kartoników;
- na mój sok już nie było miejsca ani czasu, żeby po sklepie biegać, śpieszyłam do kasy.
Matka z dwójką dzieci to nie święta krowa, w kolejce postać sobie przecież może. Niepotrzebne jest wynoszenie matek na piedestały i obsypywanie przywilejami, nawet ciekawie jest, jak w tej kolejce stoi, bo można się pogapić jak walczy z potworami, w ogóle po co jej te dzieci były? No to ja walczyłam, ludzie się gapili, a ja się cieszyłam, że moje potwory nie najgorsze i w miarę ułożone, jak na półtoraroczniaka i półroczniaka, to nawet grzeczne. Tosiu dalej stał i pił soczek, Zosia patrzyła ciekawie na te szeleszczące torebki z bułkami i pomidorami. Dotarliśmy do kasy, rzucam na taśmę co się dało i mówię panu kasjerowi, że szpinak ma kasować razy dwa, bo jeszcze jeden mam w bagażniku i że Tosiu już soczek pije, więc niech i to uwzględni, co uczynił. Spytał, czy to wszystko, skasował i wyjechaliśmy jakoś. Biegiem w stronę domu, zaraz będzie burza, no na pewno lunie, jak nic! Przebiegliśmy 20 metrów (Tosiu stał jeszcze na platformie, chociaż już go korciło złazić)… i zauważam ser żółty w Zosi nogach, o taki:
Chwila zastanowienia, hm.. chyba nie płaciłam. Staję, wygrzebuję paragon, sprawdzam – nie, nie płaciłam, UKRADŁAM!!!! Ukradłam ser za 6.69 zł z Biedronki „na dzieci”. Jednak te matki w Polsce są bezczelne i święte krowy, o tak! Nie pozostało nic innego – zaraz będzie padać! – jak tylko w tył zwrot i zapłacić zań, bo kradziony jeszcze by mi w gardle stanął albo coś..
Tosiu w międzyczasie już oczywiście upatrzył sobie plac zabaw koło Biedrony (czemu oni go wybudowali przy samym sklepie, no czemu? Zaraz będzie padać!). Chowam platformę, łapię Tosia w pasie i wrzucam sobie na ręce, biegnę do sklepu. Z dzieckiem na ręce, drugą pchając wózek, czekam aż pan skończy obsługiwać klientkę i proszę, żeby dokasował mi jeszcze ten ser, bo nie widziałam go i zapomniałam. Pan na to ze złością:
– No a pytałem Pani czy to już wszystko!!!!
No jasny gwint. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie opierdzielu 🙁 No naprawdę wszystkiego. Nawet mógłby się uśmiechnąć albo coś..
Zaraz będzie padać…
Człowiek chce być miły a tu tak się odpłacają… nastepnym razem, jesli zdarzy sie taka sytuacja nie wracaj, niech mają braki, trudno! Powinien się cieszyć, że wróciłaś 😀
Mi z kolei pan z biedronki ostatnio jak kupowałam nabił 10 kostek twarogu… nie zorientowałam sie, dopoki nie wyszlam z Biedry i nie spojrzałam na paragon, bo zdziwiło mnie, ze az tyle zaplaciłam (30zł wiecej niz powinnam)…
Wróciłam, to mi kazali pokazywac torebke i zawartosc reklamowek czy oby nie klamie… ale wrocilam doslownie po minuie, mysle, ze chyba sprzedawca zapamietalby osobe, ktora kupuje tyle twarogu…! I oczywiscie do mnie pretensje, ze musi robic zwrot i wyplate gotowki i blokuję kolejkę!
Pan się ogarnął, jak mu odpowiedziałam spokojnie, że pamiętam i ser leżał na wierzchu – tak samo go nie zauważył jak ja, to po chwili milczenia i robienia obrażonej miny dodał, trochę ciszej jakby: „no ale dziękuję, że pani wróciła”.
A ten twaróg to po co Ci był (bo przecież wiem, że miałaś ustawioną czujkę na przechwycenie pozostałych dziewięciu kostek tuż za drzwiami 😉 ).
A no to chyba że, zwrócił Ci honor 🙂
A u mnie sprawa była taka, że ja ani jednej kostki twarogu wówczas nie kupowałam… i te twarogi to byly pierwsze pozycje na paragonie, czyli albo komus coś zaczął kasować i nie skonczył albo specjalnie naciagaja tak ludzi… Nie zwracałam nigdy uwagi co kupują przede mną ani jaka kwota aktualnie jest to zaplaty za zakupy, teraz już patrze uwaznie i licze sobie w głowie ile powinnam zapłacić i oglądam paragon zaraz po skasowaniu mi zakupów, bo dlaczego mam być stratna? W drugą stronę rzadko sie zdarza by się ktoś tak pomylił…
😀
Ja tam strasznie nie lubię sprawdzać dokładnie co kupiłam i za ile, ale czasem w ramach treningu pamięci, to rzeczywiście dodaję kwoty z dokładnością +- 10 gr. Ale nie udało mi się nigdy przyłapać kasjera na tym, że mnie w balona robi. Natomiast zdarzyło mi się pokłócić z właścicielem osiedlowej Chaty Polskiej w Gorzowie, że mi wydał o 10 zł za dużo i że ma je sobie zabrać. Kłócił się ze mną co do nominału banknotu, jaki ode mnie dostał. 😉
Super! Ja chyba bym się nie wrócił 😛
Fajnie się czyta poczynania matki z dwójka szkrabów. 🙂
Zapraszam, zapraszam. Obawiam się, że jeszcze nie raz dadzą mi do wiwatu 😉
Co za burak… Kurde, mało kto by się wrócił, a ten jeszcze pretensje…
ja pamiętam, jak mi kiedyś pani wydała 150 zł z 20-tu. Mega mnie kusiło, żeby je wtedy zabrać. No ale nie umiałam:P. A raz pracując na kasie sama dałam sie oszukać 8-latkowi…
My kiedyś tak wyszliśmy z bułką, jednak stwierdziliśmy, że nie ma sensu się wracać, bo przy najbliższych zakupach zapłacimy. No i ten stan trwa do dnia dzisiejszego, zrobilimy my manko.;)Teraz musimy uważać ponieważ zatrudnili ochronę, ciekawe czemu..?
Bo im bułek brakowało!!! Wy, wy, wy.. bułkożercy!!!!