Zastanawiam się nad tym, jak to jest być mamą teraz, w Polsce, w mieście, zaraz po studiach, a nawet jeszcze jedną nogą na studiach.
Z trudem wychowania zmagamy się z mężem zazwyczaj we dwoje, bez dochodzących opiekunek, żłobków, cioć i babć. Oczywiście babcie są zwarte i gotowe, ale obie mieszkają daleko i pomagają nam w sytuacjach naprawdę podbramkowych. Dominik chodzi do pracy i przebywa ok. 10 godz. poza domem. Cały ten czas, to moje królestwo. Moje i dzieci. Czas na ich marudzenie, zabawy, wymuszenia i moje cierpliwości albo ich braki.
Chciałam już dawno napisać o tym, jak to jest łączyć w sobie przekonanie, że się musi się prowadzić dom, być dobrą, ciepłą i życzliwą żoną oraz matką, dawać dzieciom czas i zaangażowanie, i jeszcze zarabiać normalną pensję, bo przecież nie można być pasożytem na mężowskim garnuszku, jak się SIEDZI w domu. No siedzi się i się nudzi. Komentarze (głównie) rodziny o tym, jak to wszyscy dookoła sobie świetnie radzą, jak są pracowici, zorganizowani i czego to sobie nie kupili, raczej nie pomagają w cieszeniu się tym, co się ma.
A ma się wiele. Naprawdę wiele. Jest się w domu z dziećmi spokojnie, bo na rachunki Dominik zarobi, na chlebek z masełkiem zarobi, i nie brakuje nam na życie. Jasne, że nie można iść do sklepu i kupować byle czego i byle jak, ale tak to pewnie niewielu może. Dzieci są kochane i zdrowe, my oczywiście też fajni i zdrowi jesteśmy (szczególnie na umysłach, tam to w ogóle okazy zdrowia 😉 ). Ech, naprawdę narzekać nie można.
Mimo to mam w sobie często niedosyt, że mało zarabiam, że nie robię zakupów – przecież mogłabym skoczyć z dziećmi codziennie do Biedronki, blisko jest, ser jakiś ukraść na kolację, a ja marudzę, że trudno z dwójką coś kupić. Cokolwiek nie zrobię i tak usłyszę: „a XYZ ma siódemkę dzieci i jakoś daje radę to, to i to”. Słyszę też teksty o tym, jakie inne obowiązki wszyscy dookoła mieli, głównie ci co do mnie mówią, jak ja bym sobie z tymi obowiązkami na pewno nie dała rady, bo ja w sumie nic nie robię i jeszcze narzekam, że mało czasu na podnoszenie kwalifikacji zawodowych i pracę zawodową.
Ciężko mi się żyje z tym ciśnieniem w głowie, że trzeba więcej, mocniej, bardziej. Najchętniej w ogóle bym nie odpoczywała, tylko na okrągło coś robiła. Przecież jak głowa zmęczona programowaniem i tworzeniem dokumentacji, to można poprasować, podłogi umyć, prysznic wyszorować, a jak fizycznie się człowiek zmęczy, to niech pisze, programuje, uczy się Javy, bo przecież nie można całe życie stron internetowych w samym PHP robić.
A potem nagle trafiłam w internecie na piękny wpis, o codzienności bardziej zawodowej na blogu One Little Happynes i uświadomiłam sobie, że jakkolwiek różne są doświadczenia pań pracujących zawodowo poza domem i tych, co w domu usiłują parę groszy / centów zarobić, tak emocje te same. Zawsze poczucie, że można było więcej i bardziej, i lepiej mimo, że człowiek patrzący z boku wcale tak nie myśli. Te wszystkie komentarze nierozsądne, które biorę do siebie, nie są skierowane przeciwko mnie, to takie po prostu mówienie, do którego nasze uszy przyzwyczaiły się od pokoleń. Jakoś genetycznie mamy zakodowane te ciągłe porównania do innych, jakby inni w naszej sytuacji byli albo my w ich butach byśmy chodzili.
Piękna mamo pięknej Marcysi, dziękuję za Twój wpis. 🙂
I życzę wszystkim mamom, też i sobie, żebyśmy umiały cieszyć się tym, co mamy i nie próbowały sobie wmawiać, że ciągle i ciągle musimy za dużo. Trzeba znać granice. Dawniej prościej było o tyle, że kobieta nie musiała czuć się zobowiązana do zarabiania na dom, była to rola mężczyzny, teraz ona im pozostała, ale zrodziło się też oczekiwanie, że kobieta poza zajmowaniem się domem, też zarobi. Straszne są te oczekiwania.
Ale zawsze człowiek ma poczucie niepełnego wykorzystania czasu. A jak już siądzie na tyłku to okazuje się, że jeszcze milion rzeczy trzeba zrobic. Myślę, że to właśnie przez to, że zawsze nam się powtarza, „a bo ta to przy tylu dzieciach i dom ma cudny i karierę robi” i inne tego typu porównania. Zaszczepianie w kobietach od początku poczucia odpowiedzialności za cały wszechświat rodzinny… I trudno się z tym godzic. A chciałoby się więcej. Móc zrobić i mieć więcej. I zawsze się powtarza, „że to dla dzieci przecież” 😀
Dziwnie sie złożyło w czasie, ze akurat wczoraj rozmawialysmy z Mana o tym całym feminizmie, ze to głownie jego wina. Przykro przyznać, ale to kobiety same na siebie ten los sprowadziły. Pod głupim hasłem „równouprawnienia” dalysmy mężczyznom idealna wymowk, żeby juz nas w drzwiach nie przypuszczać, ciężkich świat za nami nie nosic, a przede wszystkim wymagać opieki nad dziećmi przy pracy zawodowej w tym samym czasie. A żeby było smieszniej, najważniejsze postulaty frminizmu, m.in. Wyrównanie płac kobiet i mężczyzn nie przeszły. I od razu mówię: nie mam Żadnych pretensji do mężczyzn czy konkretnych osób. Na to juz za późno. Feministyczne hasła juz sie przyjęły i one są głównym powodem Twojego posta: „bo inne mogą.”
Do luftu z takimi hasłami, olej ten cały feminizm i rób ile możesz!
Większość mężczyzn, których znam to tacy ludzie, którzy robią, jak muszą, jak ktoś im każe, na kartce napisze co dokładnie i jak już sobie zakodują, że jakiś kawałek świata jest ich i mają się tym zająć. Sami za robotą się nie rozglądają. Dlaczego więc kobiety ciągle to robią? I nawet jak siedzą, to widzą te milion rzeczy do zrobienia? Mężczyzna zwykle nie widzi.
A jak ja się tak zastanawiam uczciwie, to nie przypominam sobie nikogo, kto byłby tak idealny, jak mi się wydaje, że powinnam być. I po co mi te wyrzuty sumienia?
Myślę, że wielu rodziców chciałoby więcej, lepiej etc. Mnie tez wkurza czasem, że zarabiam mało, Żona w domku z Juniorem i nie możemy sobie pozwolić na wiele niby podstawowych rzeczy, nie mówiąc o wakacjach gdzieś indziej.
Ale jak pomyślę, że nie jesteśmy głodni, mamy gdzie mieszkać, czego nie ma wielu młodych ludzi, mamy pięknego zdrowego synka i wspaniałych ludzi obok siebie, to się cieszę i za to dziękuję.
Np. Od kilku lat marzę by zacząć intensywnie grać w tenisa, niby taka podstawowa sprawa, ale ciągle nie do zrealizowania.
I co mam marudzić? Nie, idą grać w piłę, za free:)
Wszelkiego dobra.
I Wam dobra najserdeczniej ! 🙂
Zauważyłam że cokolwiek by się zrobiło bądź nie zrobiło zawsze komuś się to nie spodoba. Jak w trakcie pierwszej ciąży (zakończonej poronieniem) pracowałam to mi się oberwało(oczywiście po fakcie) że nie powinnam pracować, że trzeba było zrezygnować zaraz jak tylko ujrzałam dwie kreski na teście. W trakcie obecnej ciąży od początku (a nawet parę miesięcy przed) nie pracowałam i oczywiście słyszę głosy że ciąża to nie choroba, że do dnia porodu można wszystko normalnie robić, i że ta czy tamta kobieta to prosto z pracy jechała na porodówkę.
No no. Ja jeszcze słyszałam, że w 7 miesiącu należy skakać z wysokości 1.5 – 2 metra, przed porodem, po odejściu wód należy wykonać palące czynności domowe, np. powiesić pranie, a tuż po urodzeniu dobrze jest pójść do obory oporządzić zwierzątka. To w skrócie. Poza tym nie powinien w ogóle rosnąć brzuch, najwyżej koło 6-7 miesiąca może się bardzo lekko zaokrąglić, ale generalnie nie powinno to być widoczne. Jak już urodzisz, poopowiadam Ci jakie są obowiązki po urodzeniu dziecka 😉
Napisałaś Kasiu że o obowiązkach po urodzeniu dziecka napiszesz mi jak już urodzę , a tak się zastanawiam czy w ogóle po porodzie mogę zostawić dziecko i wejść sobie na internet dla przyjemności 😛 ?? Nie chcę dostać ochrzanu że dziecko głodne, płacze i zesikane a mamusia sobie buszuje po necie :P:P:P
A na serio to już w trakcie ciąży mam dość „życzliwych uwag i rad” innych mamusiek. Jak się cieszyłam pierwszymi ruchami to zaraz zostałam sprowadzona na ziemię że jeszcze trochę i będę miała dość tego kopania. Jak się teraz chwalę że mały bezboleśnie się kręci to zostaje poinformowana że na tym etapie ciąży to powinnam mieć już z 3 żebra złamane 😛 I oczywiście mój brzuch jest albo za mały albo za duży , przytyłam za mało, za dużo. Zbieram ochrzan jak wypije Fante albo Colę ( tylko to gazowane dziadostwo działa na moją zgagę i naprawdę przetestowałam już wszystkie inne zdrowe sposoby). Mam już dość słuchania czego to ja niby nie będę mogła jeść podczas karmienia bo może dziecko mieć uczulenie (bo szwagierka koleżanki nie mogła czekolady a żona brata stryjecznego nie mogła truskawek, ktoś orzechów, ktoś mleka krowiego, więc z tego powodu ja nie mogę tego wszystkiego i jeszcze tysiąca innych rzeczy , wiec zostaje mi kurczak z marchewką gotowany na parze 😛 Jedna mądra osoba mi powiedziała że należy listę tych zabronionych produktów powiesić sobie na lodówce ale tylko i wyłącznie aby danego dnia nie zjadać dwóch czy więcej produktów z tej listy bo utrudni to wykrycie ewentualnego uczulającego produktu.
Nowym osobom nawet już nie wspominam że chcę używać pieluszki wielorazowe bo już mi wystarczy oburzenia „ale jak to?? chcesz aby dziecko odparzenia miało? żeby w mokrej pielusze spało? ile ty wydasz na proszki, wodę i prąd? Po co ci to? Lepiej zdrowiej i taniej używać pampersy !!! ” ( w swej niewiedzy na temat nowoczesnego pieluchowania wielorazowego straszą mnie wizją codziennego wygotowywania pieluch i godzinami spędzonymi przy prasowaniu tychże pieluch)
Z racji dwupiętrowego domu sporo osób zdziwionych że nie zamierzam mieć na dole w salonie drugiego łóżeczka np turystycznego(teściowa wręcz chciała kupić ale nie chcemy bo się nie zmieści nam w salonie( wiem wiem, powinnam wyrzucić stół, albo narożnik a najlepiej szafkę z telewizorem 😛 , noworodek będzie sobie w wózeczku leżał , a potem to leżaczek-bujaczek, mata)
I jak się chwalę czymś co kupiłam (np tą chustą do noszenia dziecka, to słyszę „a po ci to? zbyteczne”, a jak mówię że czegoś nie zamierzam kupować to znowu „ale jak to!! to jest niezbędne !”
Ale się uśmiałam!
Z alergiami miałam tak samo.
Z colą było tak, że raz pewien Pan częstował wszystkich rozlewając do szklanek (w jego domu byłam gościem), a na mnie tylko machnął ręką: „ty nie możesz”, dalej wszystkich grzecznie pytając.
Z pieluszkami odwrotnie: „jak to pampersy? przecież na początku przynajmniej to się pieluchuje w tetrze, żeby bioderka się dobrze ułożyły w panewkach”.
O karmienie dziecka, gdy miało 6 tygodni musiałam się kłócić, bo była tragedia. Łącznie z tym, że podano dziecku wafelek, który musiałam wyrwać mu z buzi – płaczu co niemiara!
Kąpaliśmy i do tej pory kąpiemy źle. O nieodpowiedniej porze i z niewłaściwą częstotliwością i w zbyt dużej ilości wody.
Pieluchy i ubrania zmieniam dzieciom za rzadko.
Jak Antek miał rok to się z kolei nasłuchałam jak to ja go nieodpowiednio odżywiam i zaniedbuję, i że moje dziecko nie ma zębów, bo mu za mało zupek gotuję.
Nie no, takich rad to cały zeszyt mógłby być.
A ostatnio w Biedronce (lubię tam chodzić po ser), zaczepiła mnie kobieta i mówi:
– O, dwójeczka. Tak patrzę, to mała różnica wieku?
– 51 tygodni.
– No tak. I trzecie będzie.
– Kiedyś będzie.
– To się robi tak, że od pierwszego dnia miesiączki 14 dni się odlicza, jak ma się cykl 28, i potem 5 dni wcześniej i 1 dzień później i prawie pewne. No i te 14 dni, 5 i 1, to trzeba uważać.
Całą tą naukę zrozumiałam jako: schudnij Kaśka, schudnij!
Ale mnie zaszczyt kopnął, że mój komentarz został polecony na fejsie 😛 Zaraz mi woda sodowa do głowy uderzy i założę swojego bloga 😛 i wygram za dwa lata tytuł Bloga Roku ( tylko jeszcze nie wiem w jakiej kategorii )
Sodową się nie przejmuj, pilnuj płodowych 😉
Czasem mam wrażenie, że jestem bochenkiem chleba i każdy chce sobie ze mnie wyrwać kawałek i zjeść. A ja zamiast się bronić martwię się, czy aby skórka nie za mało chrupka.
A czasami chce mi się krzyczeć. Wtedy sobie wyobrażam, że miażdżę świat stopami. Pomaga:)
Uważaj na gotyckie katedry, żeby Ci się w pięty nie wbiły!
Paula mnie wzruszyła i Ty również. Człowiek z miłości jest zdolny do tak wiele! Mama to zawód równie ciężki jak niejeden co niby taki męczący. I wiem że zawsze jest jakiś niedosyt, zawsze coś tam by się chciało poprawić. Bo wyrzuty, bo jakieś czarnowidztwo się szerzy. Ja pracuje i może nie mam wyrzutów że nie zarabiam ale mam sto innych, bo nie ma mnie w domu… A na komentarze innych się uodporniłam:)
Pozdrawiam!
Mama to jest taki zawód, który sprawia, że ciągle jesteś na posterunku. Nawet śpisz z otwartymi oczami, nasłuch prowadząc. 🙂 Ale to jest piękne, zawsze się śmieję, że będzie co wspominać 😉
kochana bardzo mi miło!!!
wybacz że dopiero dziś,ale u mnie ostatnio wir przeokropny:/
ja między snem a nie snem staram się u siebie coś napisać,komentarze totalnie zaniedbując:(
już nawet nie obiecuję poprawy,bo teraz kolejne dni też w biegu z wywalony jęzorem!:/
ale wrócę do Ciebie:* na pewno! ściskam mocno i dziękuje
Rozumiem, wiem jak to jest gonić. Życzę powodzenia! 🙂
Ciekawe podejście do sprawy.. mamy podobne zdanie.
Ciekawe podejście do sprawy.. mamy podobne zdanie.