Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o nowej jakości, jaka pojawiła się z moim życiu wraz z powrotem z urlopu.
Po pierwsze nasz synuś Antoni przypomniał sobie, że ma siostrę. Przez dwa tygodnie ledwo zauważał jej obecność, teraz bez niej ani kroku! Okazuje jej tyyyyyle czułości, że jakem matka, tak drżę! Po pierwsze ciągle ją zaczepia. Poza łaskotaniem w stópki, robi też mniej przyjemne rzeczy: bije w głowę, w brzuch, pokłada się przy niej / na niej, jak wyjdzie. Udało mu się też ugryźć Zosię w palce i przejechać jej kółkami chodzika po ręce. Zosia znosi. Co jakiś czas popłacze, czasem za włosy szarpie brata (wtedy on płacze), ale generalnie znosi, jeszcze jest żywa.
W innej chwili moje dzieci siedzą cicho i tylko śmiechy dochodzą, więc patrzę co się dzieje, a to Zosia leży na podłodze na brzuszku, a Tosiu siedzi jej na pupie i szczerzy się do mnie w wielkim zadowoleniu. Co dziwniejsze, Zosia też była zadowolona i wyszczerzona. I co ja biedna matka mam zrobić? Krzyczeć, chwalić, zdejmować jedno z drugiego, czy po prostu nie reagować?
Nauka załatwiania swoich potrzeb na nocnik przebiega prawidłowo. Dzisiaj trenowaliśmy załatwianie grubszych spraw. Udało się połowicznie, to znaczy zrobiło się, mama się nacieszyła, nachwaliła i co tylko, syn patrzył zdziwiony jej nagłym wybuchem radości i zdystansowany, jak to zwykle syn, gdy dopiero percypuje jakąś przestrzeń. Mama posprzątała, pochowała, poubierała i poszła. Za chwilę syn przyszedł i poinformował, że druga połowa grubszej sprawy właśnie zjawiła się w bieliźnie. Chyba miał świadomość, że powinna być w zielonym z hipopotamem, tam gdzie pierwsza, ale nie jestem pewna. Będziemy trenować sprawy dalej.
Ale dość już o fizjologii! Najważniejsza jest sztuka! Zosia nasza obecnie jest na etapie zwiedzania mieszkania pełzając na brzuchu. Całkiem sprawnie jej to idzie. I kiedy ona sobie tak pełzała po pokoju, ja nieświadoma konsekwencji, włączyłam sobie jakiś kawałek muzyczny. Całkiem taki poważny ponoć, na pewno nie disco, o ten, dokładnie:
I co na to mój syn zrobił? Zawrzasnął „lala”, podbiegł do Zosi i jął Ci ją za łapce chwytać i tańczy! Ona leży na tym swoim małych rozmiarów brzuszku, a on ją szarpie to w prawo, to w lewo, to do przodu i podśpiewuje. Oczywiście nie był to jakiś bardzo komfortowy dla Zosi taniec, ale był. Tylko troszkę pomarudziła, zanim zaproponowałam Tosiowi, żeby jednak ze starą swoją matką przećwiczył kroki.
Tak czy inaczej, dzień mi dzisiaj minął na pilnowaniu, żeby młode kajzarki przeżyły powrót z wakacji. Co rusz to jedno, to drugie popłakiwało z tej wzajemnej miłości i pokrzykiwało, a jak tylko Antek odczepił się na chwilę od Zosi, to Zosia zaraz brała azymut na brata i pełzuuuu do niego. On jej zabrał dzisiaj wszystkie zabawki, jakie tylko dostała. Ona płacze na tą stratę. I nie dało się dziecku wytłumaczyć, że mogą bawić się razem. Cóż, Tosiu też tych zabawek dawno nie widział, pewnie stęsknił się za nimi.
A teraz wybaczcie, lecę sprawdzić, gdzie Zosia zapełzała, bo w pokoju już jej nie ma!
Ale zaraz Dominik wróci, niech się dalej martwi sam, ja muszę odpocząć, chcę na urlop!!!!
Ja właśnie miałam pierwszy dzień sam na sam z Szymkiem (najpierw urlop Krzyśka i pobyt teściowej, potem jak Krzysiek wróci do pracy to moja mama przybyła) i na razie nie umiem ogarnąć tego wszystkiego , szczególnie że w dzień Szymek spał tylko na spacerach. Poza tym albo się śmiał jak go nosiłam albo płakał jak zostawał sam. Rozwieszałam pieluszki w ogródku a on ryczał w wózku. Ręce mam upaćkane mielonym a jemu właśnie się ulewa (mimo że pól godziny był noszony po jedzeniu) , obieram ziemniaki a jego czkawka bierze która na leżąco nie przechodzi mu. Czyli w sumie oprócz tego że zamiotłam w salonie i kuchni podłogę, wstawiłam i rozwiesiłam dwa prania (pieluszki trzeba było jeszcze przepłukać i wykręcić ręcznie przed wstawieniem) i zrobieniem obiadu (nie zdążyłam surówki więc było coś ze słoika) nic więcej nie zdążyłam w domu zrobić. Herbata na śniadanie nie dość że mocna jak siekiera to zimna jak lód była.
Mam nadzieję że można nauczyć się ogarniać to wszystko.
Samo zajmowanie się dzieckiem to super sprawa , uwielbiam go karmić, uwielbiam wychodzić na spacery , uwielbiam patrzeć jak śpi albo jak się uśmiecha 🙂
Ogarniesz, ogarniesz! Gratuluję pierwszego dnia, dużo zrobiłaś!
Ale jaka była radość jak wrócił mój mężczyzna z pracy i razem z obiadem na stole dostał dzieciaka do trzymania (odbić mu się musiało) a ja zamiast jeść poleciałam zbierać pieluchy, myć garnki, wyrzucać śmieci z koszy do kontenerów.
Prasowanie dopiero o 22 zrobiłam.
Nie szalej, bo się Twojemu Krzyśkowi znudzi. Musisz go też trochę dopieścić.
Jak się uporam z Szymkiem to się zajmę Krzysiem 🙂 Czyli pewnie jak młody się wyprowadzi z domu 😛
Biedny Krzysztof! Jak on to znosi?
Jak miło ! Zawsze twierdziłam, że dobrze jest mieć starszego brata 🙂 I wygląda na to, że tańczy jak król Dawid (no.. może nie całkiem.. 😉
Biedny Krzyś czeka niecierpliwie na weekendy 🙂 Wtedy bardzo pomaga w usypianiu Szymka byśmy mieli chwilę dla siebie 🙂
O tak, jestem pewna, że motywację ma mega!