Wysłuchałam dyskusji, w której większość argumentów była atakiem na drugą stronę. Odnosiły się nie do przemiotu sprawy, tylko do takiego roboczego założenia, że osoba o poglądach reprezentowanych przez drugą stronę, jest śmieszna z założenia. Mimiką, tonem głosu, drwinami i pokwpiwaniem, od razu ustawiono rozmowę w układzie: atak-obrona.
Najbardziej rzucał się w oczy fakt, że spotkanie to było tak naprawdę emocjonalną przemocą. Człowiek, którego nie traktuje się poważnie, któremu mówi się „zastanów się jeszcze raz co powiedziałeś”, poddany jest naciskowi trudno uchwytnemu, bo też i często go doświadczamy od wczesnego dzieciństwa, zdołalismy „przywyknąć”, niestety. Ile razy, za normę wychowania uznajemy stwierdzenie: „idź do swojego pokoju i przemyśl to, jak juz zrozumiesz, to możesz przyjść i przeprosić”. To zakamulflowana wersja stwierdzenia: „dopóki nie będziesz mówił i myślał tak, jak ja chcę, masz siedzieć zamknięty w swoim pokoju, bo nie masz prawa być w naszej rodzinie; jak już się ugniesz, to przyjdź przeprosić”. Czy naprawdę tak chcemy wychowywać? Czy naprawdę tak chcemy rozmawiać z ludźmi, którzy mają inny pogląd na taką czy inną sprawę?
Podaję link do tej rozmowy. Proszę traktować go jako antyprzykład.
Ratunku… tego się nie da słuchać 🙁
No właśnie 🙁 Dla mnie to straszne.