Noszę się od jakiegoś czasu z rozważaniami na temat naszego społeczeństwa, które zmieniło się w sposób, który przeszkadza zamiast pomagać w nawiązywaniu normalnych, zdrowych, ludzkich relacji. Nie wiem co tak naprawdę się stało, nie prowadzę żadnych badań na ten temat, mam jednak kilka swoich ekstra czadowych pomysłów i chcę o nich z Wami porozmawiać.
Przede wszystkim trudno jest nawiązywać relacje z ludźmi, z którymi nie ma czasu się spotkać. Nie mamy już odruchu bycia razem. Podejrzewam, że w cięższych czasach spotkania i utrzymywanie relacji było koniecznością, by przetrwać. I nie mam wcale na myśli, że jeden człowiek mamuta nie dałby rady sam upolować. Jeszcze całkiem niedawno potrzebowaliśmy się wzajemnie, żeby szklankę cukru pożyczyć, dzieci przypilnować, coś w tv obejrzeć (bo jeden był na osiedle), w polu zrobić co trzeba itd. Jeden mógł to, drugi tamto, jakoś to się kręciło.
Dzisiaj to nawet o drogę nie potrzebujesz nikogo pytać, bo GPS prawdę Ci powie.. albo nie.
Druga trudna sprawa wielu żyć, które dane mi było spotkać, to ból naszych złamanych pragnień i ambicji, które nigdy nie zostały spełnione. To trudne. I chyba każdy z nas coś takiego ma, za czym mógłby płakać. Tak. To boli. Stać nas wszystkich na wiele więcej niż mamy. Trudno się z tym pogodzić, trudno nie reagować emocjonalnie na wszystko, co nam przypomina o niespełnionych możliwościach, i trudno jest nie ranić naszych bliskich, gdy przypadkiem przypomną o naszej ranie. I jak budować relacje? Zraniony człowiek, jak zranione zwierze, albo rzuca się do ataku, albo wycofuje się i kryje, kuląc się gdzieś w norze.
Tymczasem relacja wymaga bliskości i zaufania. Otwieramy się na ludzi mniej lub bardziej, dopuszczając do koleżeńskości, przyjaźni, miłości. Trzeba wiele odwagi, by stanąć przed drugim człowiekiem bez upiększaczy, polepszaczy i udawaczy. I musisz wiedzieć kim jesteś, jak piękny jesteś, jak wspaniały, by móc na tę odwagę się zdobyć. Takie zadanie na całe życie.
PS. Usiadłam do tego wpisu po pół roku. Czuję, że jest niedomknięty, że gdzieś już uciekł fakt, który go zawiązał. Mimo wszystko jednak decyduję się opublikować. Myślę, że warto jest zastanowić się, co jest ważne w budowaniu relacji, co przeszkadza? Które mówienie buduje relacje a które karmi nasz egocentryzm. Bo przecież wszyscy jesteśmy zwierzętami stadnymi i egocentrykami.
PS 2. Zastanawia mnie od jakiegoś czasu, czy ambicje i wymagania, jakie postawione nam (mojemu pokoleniu) zostały, nie są nierealne w samych swoich założeniach, przez co i nieosiągalne. Konflikt między nieralnym wyobrażeniem siebie i swoich powinności a codziennością swojego życia rodzi niesamowite napięcie. Jak z tego wyjść cało? I jak jeszcze mieć energię na to, by kochać?