Wychować pysznego dzieciaka, który potem przerodzi się w pyszałka samochwałę, bezkrytycznego względem siebie samego to chyba najczarniejsza wizja i najgorszy koszmar pokolenia moich rodziców, dziadków, pewnie też i naszego, kto wie?
Metoda zapobiegawcza jest banalnie prosta i mega skuteczna: nie pozwolić dziecku samodzielnie głosić swoich pochwał. Może na przykład powiedzieć, że jest najlepsze w biegu na 100 metrów, ale jak powie, że jest najbardziej wysportowanym dzieciakiem w klasie / szkole, należy mu szybko przypomnieć jakąś porażkę albo brak: tak? a Dawid umie jeździć na rolkach lepiej od Ciebie. Jeśli nie mamy akurat pod ręką „Dawida”, nie stanowi to większego problemu, należy co prędzej włączyć internet i wpisać w google „japoński trzylatek gra na pianinie”, udowadniając dziecku, że znacznie młodsi od niego mają POWAŻNE osiągnięcia, a nie jakieś tam biegi na 100 metrów. Zresztą rodzic, jak był w klasie, to nie tylko najszybciej biegał na 100 metrów, ale jeszcze umiał z matematyki zdać na 5, a nie trója za tróją.
Ten sposób uczenia dzieci pokory sprawia, że po jakimś czasie dziecko już samo zaczyna rozumieć, że nie jest nikim wyjątkowym i wiele jeszcze przed nim wysiłku, żeby kimś takim być, a i tak się nie uda. Zaczyna do nas mówić: „znowu mi nie wyszło wyprawcowanie i dostałem 4, a Ania, Basia, Zuzia, Jola, Tomek, Rafał i Bartek napisali na 5. A Michałowi to pani kazała na głos przeczytać wypracowanie, takie było dobre i 6 dostał.”. Pokora górą! I ta moc porównywania. Dzięki temu, że dziecko nauczyło się już samodzielnie rugać, nie musimy googlać za japońskimi geniuszami i oszczędzamy czas na kolejny odcinek „Barw szczęścia”. Oczywiście trzeba dzieciaka trochę pocieszyć, wyjaśnić mu, że następnym razem mu się uda, jak WIĘCEJ POPRACUJE i przestanie grać w te głupie gry, i będzie bardziej słuchał rodziców, jak mu mówią, co powienien robić. Życie jest naprawdę proste.
Dzięki takiemu postępowaniu wychowamy człowieka, który nie będzie podejmował ryzyka z obawy przed porażką, NIESŁUSZNIE przekonanego, że nie jest nikim wyjątkowym i nic nie umie. Dzięki temu będzie przeciętny, nie wychyli się i od czasu do czasu będzie tylko w kącie płakał, że on to ma w życiu pecha i nic mu nigdy nie wychodzi i że tak jest OD ZAWSZE. Jeśli będzie się szamotał i odważy się spróbować COŚ zrobić, prawdopodobnie nie wystarczy mu siły na zniesienie koniecznych potknięć, korekt kursu i kolejnych prób. Chyba, że w kims poza sobą znajdzie moc, i ten ktoś odczaruje również ten samobiczujący wewnętrzny głos: „inni potrafią, a ja nie”.
Prawidłowo pojęta pokora to umiejętność widzenia rzeczy takimi, jakie są. I siebie też. Z całym dobrego zaklętym w nas, tym które robimy i z potęgą naszych możliwości.
O walce z niskim poczuciem własnej wartości, czytałam ostatnio na dzieciowo mi i serdecznie polecam ten artykuł.
Mam świetną miejscówę do czytania Was! Piszcie więcej!
A co do dzieci… mają potencjał! Są kreatywne jak mało kto! Dziś koleżanka w pracy opowiadała, że jej wnuk poprosił tatę swego, czyli syna tej koleżanki, gdy zostali na weekend bez pani matki, żeby usmażył jajecznicę. Tata spełnił prośbę syna, ale maluch nie chciał jeść. Ojciec poirytowany pyta, dlaczego nie je, a syn na to, że nie jest głodny. Ojciec docieka, dlaczego zatem prosił o usmażenie jajecznicy, skoro nie jest głodny. Dziecko na to, że w kuchni śmierdziało, a dzięki jajecznicy ładnie pachnie 🙂
Geniusz!