W wychowaniu dzieci największą niesprawiedliwością, jaka dotyka rodziców jest to, że zawsze, w każdym jednym momencie trudnym, ciężkim, stresującym, momencie kiedy zmęczenie powala z nóg, dzieci.. przeżywają to samo. Przeżywają i dowalają nam swoim przeżywaniem, bo przecież dziecko to dziecko, potrzebuje nas, naszego ciepła, obecności i cierpliwości, by móc swobodnie i pogodnie wzrastać. Jak my stresujemy się, to one nie potrafią sobie z sobą poradzić, marudzą, płaczą, same nie wiedzą czego chcą.
Dawno nie pisałam. U nas sporo pracy na każdym polu: zawodowo, w domu, w kwestii samorozwoju, nasze osobiste projekty leżą i kwiczą w oczekiwaniu na szczyptę czasu i sił, obojga brak.
Dzieci są w tym pięknym wieku, kiedy nie pytają „dlaczego?”, bo to przereklamowane, słyszymy natomiast wieczne: „czemu mamo? czemu tato?”. Antek wykazuje wielkie zainteresowanie czytaniem, więc trzeba zacząć go uczyć – zaczęliśmy. Zosia została pasowana na przedszkolaka, co kosztowało ją sporo nerwów (wiecie, jak to strasznie wyjść na scenę, jak całe przedszkole rodziców siedzi i się gapi?), ale potem satysfakcję miała mega, mega. Chodziła taaaaaaka dumna.
Za chwilkę będzie nas więcej. Sama jestem ciekawa, czy dzięki temu i mnie będzie więcej tutaj? Zaglądacie jeszcze czasem?
Dobranoc!