Dzień, jak co dzień. Dominik jeszcze w pracy albo w drodze do domu, dzieci grzecznie i spokojnie czekają na kolację (zawsze są grzeczne i spokojne), a Tomek grzecznie i donośnie domaga się swojego mleka (on również jest zawsze grzeczny). No się matka nie rozdwoi! Robię kolację, w międzyczasie idę po Tomka i wieszam go sobie na ręce (tak, tak, waży klocek już swoje, minął granicę 5 kg i mknie dalej prędkością światła). Nie wystarczyło, że go wzięłam, dalej się domagał. Cóż było robić? Skoro pierwsza niezawodna metoda zawiodła, próbuję drugiej niezawodnej: gadam ci ja do niego. Spokojnie, monotonnie, nie myśląc specjalnie:
[Ja-Matka]: Spokojnie, Tomo, nie ma co płakać, mam mleko. Nie martw się. Wszystko naprawdę w porządku, muszę tylko Zosi i Antkowi zrobić kolację, bo też chcą zjeść. Nie masz wyjścia, trzeba chwilę poczekać. Nie jesteś w tym domu najważniejszy, przyjdzie twoja kolej też, tylko poczekaj..
[Zosia pełnym werwy i radości głosikiem]: Zosia jest najważniejsza?!
[Ja, nieco rozbawiona]: Nie, myszko, ty też nie jesteś najważniejsza i też…
[Antek, zwycięzca]: Antek jest najważniejszy!
[Ja, rozłożona na łopaty]: Nie, ty też nie jesteś najważniejszy.
[Zosia, Antek, zdezorientowani]: Kto jest najważniejszy?
[Ja] Wszyscy są tak samo ważni. Każdy z nas ma swoje potrzeby i o każdego trzeba dbać. Po kolei.
Chyba nie dosłuchały do końca tej nudnej odpowiedzi. Po co słuchać wywodów, z których nie wynika żaden praktyczny przywilej czy korzyść? To gdzie ta kolacja?
Dobrze że Dominika nie było, bo tez pewnie by się zgłosił 😛
Hahaha, wysoce prawdopodobne. I pewnie nawet wydawało by mu się, że wie bez pytania 😛