Lenistwo nie istnieje. Leniwy chłopiec jest albo fizycznie chory, albo też nie interesuje się rzeczami, którymi zdaniem dorosłych powinien się interesować.”
A. S. Neil
Nic dodać, nic ująć. Widziałam już jak tłumiono i deprecjonowano rzeczywiste zainteresowania młodego człowieka po to, żeby przekierować jego życiową energię we „właściwą” stronę. Efekt był taki, że prawdziwe zainteresowanie marniało z niedożywienia czasem tej osoby, a jej czas był wrzucany bez większego efektu w dożywianie „słusznych” spraw. Nie szły one zbyt dobrze, bo serce było gdzie indziej.
Czy prawdziwe zainteresowanie małego chłopca i małej dziewczynki, rzeczywiście jest nic nie warte? Kto ma prawo o tym decydować? Rodzic, który wykonuje znienawidzoną pracę taki, którzy ciągle opowiada z pasją o nieswoim życiu lub niespełnionych planach? Czy może rodzic, który robi to, co kocha i wydaje mu się, że jest to tak zajefajne, że syn musi kochać to samo? No po prostu musi i już!
A nie, zapomniałam! Przecież minister edukacji (z małej piszę, bo mam na myśli wszystkich możliwych ministrów edukacji), wie które zainteresowanie jest właściwe i w jakim czasie. W pierwszej klawie litery i liczenia do dwudziestu, w drugiej wierszyk taki to a taki, w trzeciej budowa drzewa, warstwy lasu i takie tam. O czym ja w ogóle pisałam?