W naszym świecie istnieje sporo standardów, które przez wiele jeszcze lat nie zostaną zmienione z prostej przyczyny: mało kto się nad nimi zastanawia. Jednym z nich jest np. ocenianie w szkole. Mało kto potrafi sobie wyobrazić, żeby w szkole nie byłoby stopni. „To po co dzieci miałyby się uczyć, jakby nie dostawały za to piątek? To jak zmobilizować tych leniwych?” – pytamy.
Na początek 1 minuta i 11 sekund filmu, a już zaraz mój komentarz – zapraszam:
Wiele znanych mi osobiście osób było wychowanych, metodą: zetnij, zanim się wychyli, bo potem będzie za późno. Jednocześnie wpajano im ambicje rozumianą jako pęd do osiągania sukcesów w postaci pochwał i nagród serwowanych przez społeczeństwo: od szkolnych ocen, przez pochwały od dyrekcji, miejsca w dobrych szkołach i uczelniach, odpowiednio wysokie pensje, a raczej stosowny zestaw majętności, świadczący o statusie: domy, samochód, stosowne ubranie, właściwa praca itd. Jak to działało? O tak:
Gdy dziecko jest małe, trzeba podważyć jego opinię i własne sądy, torpedując je słowami sprowadzającymi do stosownego miejsca w szeregu:
- a co ty możesz wiedzieć?
- w twoim wieku to tak się myśli
- jak dorośniesz to zrozumiesz
Potem, gdy rozmawiamy z nastolatkiem czy młodym człowiekiem, trzeba mu wyjaśnić, że błąd logiczny jego myślenia wynika z faktu… że jest młody:
- porozmawiamy, jak będziesz w moim wieku
- wrócimy do tej rozmowy za 20 lat i wtedy będziesz mówić inaczej – (serio?? jasnowidzem jesteś?? determinizm myślenia wynikający z wieku? o co chodzi?).
I muszę tutaj powiedzieć, że bardzo cenię sobie otwartość ludzi znacznie ode mnie starszych, którzy nie pozwolili sobie na tak dla mnie krzywdzący skrót myślowy i dzięki którym mogłam przyjąć do swoich analiz argumenty z ich doświadczenia. Przez to mogę żyć odważniej i rozsądniej, bo ostrzeżona Waszą wiedzą. Dziękuję! Wiele razy traktowaliście mnie po partnersku i nawet, jak byliście przekonani, że doświadczenie lat zmieni moje nastawienie, nie mówiliście mi nic deprecjonującego mnie samą, czy moje myślenie. Zdarzało mi się słyszeć, że z wiekiem łagodnieje się w poglądach, że życie uczy wyrozumiałości, że nie jest idealnie. Ale to nie to samo, co powiedzieć komuś, że jak będzie starszy to zrozumie. To naprawdę nie to samo.
Poleciałam trochę z gawędą. Wracając: z ocenami w szkole to jest straszna sprawa, bo one są elementem znacznie większego systemu. Systemu, który prowadzi cię jak koleiny na drodze – są, bo „wszyscy” tak jadą, a „wszyscy” tak jadą, bo są i ciężko z nich wyskoczyć. Nasza kultura stara się zmotywować ludzi systemem kar i nagród. Zaczyna się w przedszkolach, potem szkoły, uczelnie, a na końcu pracodawca. Wiecie, jaki jest najskuteczniejszy sposób motywowania pracowników? Losowo rozdawać kary i nagrody tak, by nikt nie wiedział czego i za co się spodziewać, by wszyscy żyli w ciągłej gotowości i napięciu, ciągle się starali i walczyli o tę nagrodę, o uznanie. Ktoś wylosuje dyplom od szefa i uścisk dłoni prezesa, reszta będzie się zastanawiała co zrobiła źle i będzie dalej walczyć, starać się, podlizywać. Albo… albo pieprznie tą robotą i poszuka innej.
Tylko jak ludzie mają szukać innej roboty, skoro nie wierzą, że inny świat jest możliwy i że są miejsca, gdzie już się urzeczywistnia. Tutaj, koło nas. Część z nas żyje bez tego ciągłego stresu, bez strachu, że komuś się nie spodobamy, bez obawy, że „dopuszczający” zostanie nam wystawiony w dokumentach i pójdzie za nami gdziekolwiek się udamy, określając nas raz na zawsze. Część z nas po prostu robi noże, żyje swoim życiem i myśli o swoim życiu i tym, co jest lub może być w nim potrzebne. Są ludzie, którzy znajdują się na rynku pracy, bo mają coś, co jest ważne dla pracodawcy i po partnersku wymieniają się z nim dobrami – bez zakładania, że jeden ocenia, a drugi jest ocenie ciągle poddawany. Tak można. Tak się dzieje. Serio. I można mieć stopnie gdzieś, można oceniających zostawić i żyć tam, gdzie wartością jest człowiek. Można być zmotywowanym przez to, że lubi się pracować czy uczyć. Przy czym pamiętajcie: ciężko lubić koleiny i ciężko lubić coś, co jest opresyjne.