Prawo jazdy robię. Śpieszy mi się, że ojej, więc zamknęłam jazdy i egzamin w półtora miesiąca. Da się. Mi było o tyle łatwiej, że kurs zrobiłam 12 lat temu, więc nie musiałam być zdana na łaskę i niełaskę szkoły jazdy, wykupiłam sobie tylko 20 godzin jazd doszkalających. Najpierw chciałam zrobić kurs jeszcze raz pełny, ale to już jest problematyczne: nie może pani jeździć, dopóki nie odsiedzi pani 30 godzin na szkoleniu teoretycznym i z pierwszej pomocy, co z tego, że to trwa miesiąc? Nie ma pani czasu na szkolenie teoretyczne – proszę zdać egzamin z teorii z wolnej stopy w Ośrodku Egzaminowania, to wtedy będziemy mogli umówić jazdy. No to zdałam egzamin z teorii, przyszłam umówić jazdy i co słyszę? „Nie, nie może pani jeździć, bo trzeba mieć kurs pierwszej pomocy.” Oczywiście najbliższy pasujący mi miał się odbyć za 3-4 tygodnie..
To był ten moment, kiedy postanowiłam jednak ściągnąć stare papiery z poświadczeniem ukończenia kursu. Potem tylko wyjeździłam ile zdążyłam jazd (18h) i egzamin praktyczny w Krakowie zdany za pierwszym razem. Można by sądzić, że to już pora jeździć, ale nie. Jeszcze muszą wydrukować prawo jazdy i muszę je odebrać. Czekam. Piszą, że 7 dni roboczych od zamówienia. 2 dni trwało zanim zamówili, jak już zamówilil, po 4 dniach pan mówi, że „7 dni roboczych to taka nieprecyzyjna informacja, bo to nawet 3 tygodnie trwa”. Okazało się, że wystarczył tydzień, czyli 5 dni roboczych, żeby pojawił się cudowny napis:
Pojechałam w poniedziałek 28.11 po prawo jazdy do Urzędu.
Wpadam do okienka, proszę o prawo jazdy, przedstawiam dowód wpłaty.
Pan poszedł do regalika, poszukał, wraca:
– A pani już tu była?
– A czemu pan pyta?
Poszedł z powrotem. Szuka dalej, wraca:
– A żadnych danych pani ostatnio nie zmieniała? Nazwiska, PESELU?
– Nie, nic.
– To nie wiem.
– Zresztą, macie tutaj państwo moja teczkę sprzed 12 lat, jak robiłam kurs, to mo ze jest podpisana panieńskim nazwiskiem, ja nie wiem.
– A jakie to nazwisko, sprawdzę.
– Ma pan mój dowód w recę, tam jest.
Poszedł, sprawdził. Nie ma.
Wyszedł na zaplecze.
Wrócił, ale nic nie niesie.
Sprawdza w kompie.
Bierze telefon i gdzieś dzwoni. Pogadał chwile, wraca:
– Mam trop.
– Tak?
– A pani nie chciała odebrać tego prawa jazdy w Koszalinie?
– W Koszalinie???? Nie! Na pewno nie!
– Bo pani zaznaczyła tam we wniosku, ze chce je pani poczta i my wysłaliśmy dzisiaj.
– Jak wysłaliśmy? Nie chciałam poczta, chciałam szybko.
– Ja jeszcze sprawdzę, bo to dzisiaj od nas wyszło, może jeszcze jest na rozdzielni. Pójdę zobaczyć.
To był bardzo miły pan. Naprawdę robił, co mógł. Wyszedł. Wrócił.
– Niestety już nie ma. Już od nas wyszło.
– Ale dokąd? Gdzie ono fizycznie jest?
– Wyszło na Plac Wszystkich Świętych. Oni tam maja jeszcze sortownię, ale inna niż my, tam już trudno będzie znaleźć.
– OK, dobrze, ale dokąd wysłaliście?
– Sprawdzę. – zadzwonił, spytał – na Aleksandry.
– Ale ja nie zaznaczałam, ze chcę wysyłki.. OK, ale jak prawo jazdy zostały wydrukowane, dotarły do Wydziału Komunikacji i mieliście je państwo tutaj, zaznaczył pan w systemie uiszczenie opłaty za wydanie, to już mam w systemie nadane uprawnienia do kierowania pojazdami?
– Nie.
– Jak to nie? To kiedy je otrzymam?
– Jak pani odbierze dokument. W chwili złożenia podpisu.
– To co, to listonosz mi nada uprawnienia do kierowania???
– No nie, on weźmie pani podpis i nam dostarczy i w ciągu 24h powinna pani mieć uprawnienia w systemie.
– Aha, czyli jak już dostane ten dokument, to muszę czekać 24h aż mój podpis dotrze gdzie trzeba i ktoś zaznaczy w systemie, ze mam prawo jazdy i nie mogę wcześniej z niego korzystać?
– Nie, jak pani odbierze, to może pani jechać, bo ma pani dokument przy sobie.
– Już ja widzę, jak te niuanse rozróżnia policjant z drogówki i wcale nie podejrzewa, ze prawko jest lewe, skoro u nich w bazie nie występuje.
CZEKAM NA LISTONOSZA I MODLE SIĘ, ŻEBY TO JEDNAK NIE BYŁ KOSZALIN.
Uważam, że…
Urzędnicy, przynajmniej w Krakowie, od ostatnich kilku lat bardzo się zmienili. Obecnie są bardzo uprzejmi i chętni do pomocy. Szczerze szukają rozwiązań. I chwała im za to!