A konkretniej to o dyskryminowaniu Ojców. Tak, tak.
Prawdopodobnie to, co napiszę nie jest jakąś normą, a jedynie powtarzającym się często schematem i z tego już tylko względu warto go wskazać – to z nawyków rodzą się normy, przekonania. Czasem dobre, innym razem niekoniecznie. Myślę, że to, co mam do napisania mieści się w kategorii „niekoniecznie dobre”.
Mamy trójkę dzieci, czwarte urodzi się nam latem, co oznacza, że tata i mama są w domu równi. Tak, tak. I nie znaczy to, że mama urosła 13 cm, a tata ma mleko w piersiach i macicę w brzuchu – zdecydowanie nie. Równość między małżonkami nie jest nigdy matematyczna, to nie identyczność. My po prostu oboje nie boimy się zadań, które przed nami stoją i każdy wypełnia je zgodnie ze swoimi uzdolnieniami.. albo ich brakiem.
To, że mama pracuje, tuli dzieci, rodzi kolejne, wstaje w nocy do noworodka, żeby nakarmić, odprowadza czy przyprowadza z przedszkola, czyta książeczki i myje okna raz do roku, a w razie potrzeby chodzi do lekarza z dziećmi, to raczej nikogo nie dziwi. Tak samo nie powinno nikogo dziwić, i większości nawet nie dziwi, że tata pracuje, tuli dzieci, robi kanapki, wstaje w nocy do maluchów, żeby podać butelkę z mlekiem, odprowadza czy przyprowadza z przedszkola, czyta książeczki i myje okna raz do roku, a w razie potrzeby chodzi z dziećmi do lekarza. Zdziwienie zaczyna się gdzieś indziej. Scenka rodzajowa:
Tomek w szpitalu. Ma 9 miesięcy i jest już trzeci tydzień na oddziale. Pierwszy tydzień byłam z nim, potem zamieniliśmy się. Ponieważ pochorowałam się w międzyczasie, przez kilka dni w ogóle nie przychodziłam do szpitala, Dominik przeszedł w ciągu tych dni wielokrotne pobieranie moczu Tomkowi, pełen bilans płynów, ważenie pieluch, notowanie ile czego syn wypił / ile zjadł, odciąganie kataru, inhalacje, kąpiele, zabawianie malucha, pilnowanie w nocy i w dzień. Przychodzę po tych kilku dniach do nich, z drogi. Mija 20 minut, pielęgniarki podchodzą i pytają mnie o dziecko: co zjadł, co wypił, czy dostał jakieś lekarstwo, czy była inhalacja, jak się zachowuje, ile spał? Boże! Skąd ja mam to wiedzieć: „nie wiem, proszę męża pytać”. To nie było jednorazowe. Nawet jak oboje staliśmy przy tym łóżeczku, on w dresach, cały szpitalny, ja ubrana jakbym przyszła dopiero co – bo i przyszłam dopiero i na krótko, i tak zawsze pytali mnie – facet w szpitalu, przy dziecięcym łóżeczku jest przeźroczysty. Serio, serio. Ewentualnie może posłużyć jako skrzynka kontaktowa do żony. Jak trzeba było coś załatwić z personelem szpitala, o coś dopytać, o coś poprosić, po którejś próbie Dodek zmęczony i zrezygnowany, prosił mnie: „przyjedź, idź z nimi pogadaj, bo mnie i tak nie usłyszą”. Nie chcieliśmy się o to awanturować, więc czasem jeździłam, a czasem chodził 1000 razy zanim dotarło.
Może jest tak, że tatusiowie nie decydują w domu w sprawach wychowania dzieci, może jest tak, że dopiero jak dziecko jest już starsze, włączają się ze swoimi wymaganiami, ale czy aby na pewno? Na jakiej podstawie można tak zakładać? Wiele razy to ja pytam Dominika, czy one jadły, jakie lekarstwa należy dać i o której. I to on wydaje mi dyspozycje w sprawie zajmowania się dziećmi – jest to dla nas zupełnie oczywiste. I wkurza nas niemiłosiernie nacisk otoczenia na to, byśmy „standardowo” dzielili się rolami.
Ludzie! To już od dawna nie działa! Rozejrzyjcie się, model rodziny sztywnej, nieelastycznej, nie dopasowującej się do wymagań codzienności, nie rozdzielającej w sposób płynny i ciągły zadań pomiędzy małżonków, niewspierającej się już dawno, dawno nie bangla.
Tutaj kolejny przykład: http://mumandthecity.pl/zeby-byc-dobrym-mezem-i-ojcem-nie-wystarczy-tylko-przynosic-do-domu-pieniadze/
Post scriptum
Żyjemy w świecie, w którym wsparcie rodziny, sąsiadów i otoczenia dla rodzin jest coraz mniejsze, często zanikające. Szczególnie, gdy ktoś żyje tak, jak my – daleko od dziadków, ciotek, wujków, sąsiadów znanych od kilku pokoleń. Nie mówię, że nie ma pomocy od rodziny, a jedynie, że codzienność należy do nas i tylko do nas, dlatego musimy poszerzać kompetencje bardzo, bardzo daleko. I dlatego też zmieniają się zadania stojące przed kobietą i mężczyzną, poszerza się zakres wzajemnego wsparcia, którego musimy sobie udzielić, by nie zwariować.
Tak sobie myślę, może się mylę, a może myślenie moje sprawdza się tylko dla jakiejś grupy, nie dla wszystkich.