Wolność ma bardzo wiele twarzy, należy do pojęć niedefiniowalnych. Jedno jest pewna – jak poczujesz smak prawdziwej, głębokiej, szczerej wolności, nic nigdy Ci jej nie zastąpi, nigdy nie przestaniesz do niej dążyć, nigdy nie przestaniesz jej szukać. Twarze wolności to cykl (mam nadzieję, że cykl), w którym będę szukać różnych oblicz tej niepowtarzalnej i cudownej przestrzeni. Dzisiaj pierwsze odsłona – wolność jaką możemy mieć w sobie w relacji z innymi ludźmi. Zapraszam!
Wolnym jest ten, który przestaje czuć konieczność oceniania, a uczy się przyjmować.
Inni ludzie dani nam są po to, byśmy ich chłonęli, przygarniali, cieszyli się ich obecnością, innym niż nasze spojrzeniem, ich wiarą.
Gdy ktoś mówi, że coś go cieszy, nie drwij z tego, nie licytuj się z nim, nie szukaj analogii wśród znajomych, by mu ją zaraz podać. Po prostu patrz w radosne oczy i śmiej się, jak i one się śmieją.
Gdy kogoś boli, przyjmij jego perspektywę. Może to jest dziecko, które otarło sobie naskórek i płacze, mówi: „Mam tu ranę! To boli!”, może to dorosły, który przeżywa traumatyczne spotkanie z komarem – nie podważaj cudzego bólu, daj coś od siebie, podmuchaj, przytul, pocałuj, spójrz w oczy i powiedz, że da radę, że to przejdzie już niebawem, że może iść dalej.
Jeśli tak zrobisz, będziesz też umiał stanąć wobec bólu większego niż Twoje rozumienie. W ciszy i obecności, dając obecność.
Wolnym jest człowiek, który nie ma w sobie konieczności wystawiania metryczki, ważenia, mierzenia, opisywania, a miast tego może brać z bogactwa innych ludzi, przyjmując ich w swoje serce i swoje życie. Może kochać.