W restauracji siedzi kobieta z dwoma chłopcami. Jeden ma koło 8 lat, drugi nie więcej niż 12. Młodzi mają rozstawione laptopy i grają w grę – wirtualną strzelaninę. Ona przyklejona do smartfona, zdaje się nie widzieć, co chłopcy robią. Przy sąsiednim stoliku ucichły rozmowy, ludzie bez skrępowania wpatrują się w cyfrową rodzinkę, poszturchują się, wymieniają uwagi niezbyt dyskretnym szeptem. Kobieta uśmiecha się znad telefonu i kończy pisać posta.
Tego posta czytałam jakiś czas temu, nie jest mojego autorstwa i nie jest zmyślony, to wydarzyło się naprawdę. Pani mieszka pod lasem z rodziną, wyprowadzili się z miasta i tam, gdzie spędzają swoje życie, nie ma zasięgu. Zajmują się więc na co dzień tym, czym zajmowali się… moi rodzice w dzieciństwie, moi dziadkowie całe życie – czytaniem, graniem, rozmawianiem, śpiewaniem, zajmowaniem się domem i obejściem. Takim życiem, jakie wielu z nas kojarzy się tylko z filmami i starymi rodzinnymi opowieściami. Nie z wakacjami, bo na wakacjach nie masz odpowiedzialności za swoje tu i teraz – ktoś o dom dba, ktoś gotuje itd. No i nie pracujesz.
Przy stoliku obok wymieniono uwagi o tym, jak teraz rodziny zeszły na psy, że nawet posiłku w restauracji nie potrafią zjeść razem, że nie umiemy już z sobą rozmawiać, że chłopcy nie patrzą w oczy matce, że tamci „oni” są tacy strasznie niedobrzy, że głowa mała. Chłopaki nie usłyszały tych uwag, a matka pośmiała się trochę, bo schodzą do tej restauracji, żeby złapać trochę zsięgu raz na tydzień albo dwa. Załatwiają też sprawunki, a potem żyją swoim analogowym życiem bez zasięgu, opartym na wzajemnych relacjach o wiele mocniej, niż by się to postronnym wydawać mogło.
Pomyślałam sobie, że skoro mam taką możliwość, to oddzielę w swoim domu przestrzeń pracy z pomocą komputerów i narzędzi cyfrowych, od przestrzeni spania, czytania książek, cichej pracy. Myślę, że kupię sobie budzik i zostawię telefon daleko od sypialni. I Brewiarz w wersji papierowej kupię, tak będzie lepiej. I nauczę siebie na nowo żyć bez komputera włączonego tuż obok. Pewnie mniej artykułów napiszę, mniej rzeczy przeczytam, mniej świata zobaczę przez cyfrowe okienko. Myślę też, że więcej będziemy rozmawiać, więcej książek przeczytam, więcej przemyślę, głośniej będę się śmiała i po prostu, zwyczajnie – będzie ciekawiej.
A Ty co myślisz?
Więcej w komputerach wolności, czy raczej wzięły nas we władanie a my nawet się nie spostrzegliśmy? Czy istnieje opozycja zasięgu na sieć i zasięgu na życie, czy da się wszystko całkowicie pogodzić? Pewnie ile ludzi, tyle odpowiedzi – jaka jest Twoja?